Nie lubię, nie lubię i jeszcze raz nie lubię Stephena Kinga w krótkiej formie. Dlaczego? Odpowiedź jest niezwykle prosta, a mianowicie: uwielbiam go za dłuuugą, rozwleczoooną i pełną detali fabułę. Opowiadania mi tego nie dostarczają. Ale skoro wpadł mi w ręce zbiór krótkich tekstów Króla horroru, to grzechem byłoby go nie przeczytać. Tak więc pochłonąłem „Po zachodzie słońca” i… naprawdę, nie było tak źle 🙂
Po przeczytaniu prawie pięciuset stron, a następnie zostawieniu sobie trochę czasu na refleksje wróciłem do spisu treści, a tam niespodzianka. Przejrzałem spis kilkakrotnie, zastanawiając się nad niektórymi tytułami: czy ja naprawdę przeczytałem takie opowiadanie? No tak, ale o czym to było? Mam na myśli, przede wszystkim „Dzień rozdania świadectw”, „Kot z piekła rodem” i „Ayana”. Broń Boże, nie uważam, że te opowiadania są złe. Może to problem z moją pamięcią, bo nie pamiętałem o czym były. Musiałbym zajrzeć do nich jeszcze raz, ale nie w tym rzecz. Dokładnie odwrotnie jest z tekstami „Piernikowa dziewczyna”, „Sen Harveya”, „N.” oraz „Bardzo trudne położenie”. I teraz, wymieniając te cztery opowiadania, wcale nie uważam, że są najlepsze, one po prostu, z jakiegoś powodu, utkwiły mi w pamięci.
Jeśli miałbym wybrać swojego faworyta, strzał padł by właśnie w „N.” lub nie wymieniony wcześniej „Rower stacjonarny”. Obydwa opowiadania okrywa pewna otoczka specyficznej tajemniczości, która mnie właśnie jara.
Cóż dodać… zbiór przeczytałem i jestem zaskoczony bardziej pozytywnie niż można by się tego spodziewać przed przystąpieniem do lektury, jednak czym prędzej wracam do Stephena Kinga w mojej ulubionej, długiej formie.
A na koniec dodam jeszcze, że polecam „Po zachodzie słońca” wszystkim, którzy w przeciwieństwie do mnie lubią Kinga właśnie za opowiadania, oraz tym, którzy go nie znają, a boją się uderzyć w poważną powieść. Lecz według mojej skromnej opinii, w opowiadaniach nie znajdziemy pełni jego kunsztu.
Cały zbiór oceniam 6/10.
Dodaj komentarz