tp2TAJEMNICZA POSTAĆ

 

– Centrala? Tu wieża. Kurs jedenaście trzydzieści osiem minął właśnie bramę główną.

W pomieszczeniu pełnym różnorakiej zaawansowanej elektroniki rozbrzmiał dwukrotnie nadany ten sam komunikat. Osoba pełniąca dyżur potwierdziła odebranie wiadomości krótkim „OK”, rejestrując jednocześnie zdarzenie w systemie logistycznym. Kursy, takie jak ten, zdarzały się niezwykle rzadko – raptem raz na miesiąc, choć pojawiały się i podwójne transporty jednego dnia – co nie zmieniało faktu, że konieczność wpisania go do raportu wybiła dyżurnego z transu nicnierobienia. Irytował się za każdym razem, kiedy w trakcie dniówki musiał robić cokolwiek innego niż leżenie brzuchem do góry. Kiedy więc głośnik stojący przy pulpicie głównym odezwał się po raz kolejny, dyżurny zdenerwował się i nie zamierzał specjalnie ukrywać swego nastawienia.

– Centrala?

– Czego jeszcze? – warknął.

– Czy spodziewamy się jakiejś kolejnej dostawy?

– Nie wiem! Dajcie mi już święty spokój – uciął i rozciągnął się ponownie na fotelu.

Tego dnia głośnik już nie rozbrzmiał.

Biało-niebieski kilkunastoosobowy bus minął bramę wjazdową, która zaraz po jego wjechaniu zaczęła się zamykać, wypełniając przestrzeń przenikliwym skrzypieniem nie naoliwionych prowadnic.

Jedno z kół pojazdu wpadło do niewielkiej dziury powstałej w szutrowej nawierzchni przez co stalowa konstrukcja zakołysała się, wywołując jęknięcie pordzewiałych resorów.

– Dobrze, że jesteśmy już na miejscu – odezwał się Jacek, będący jednym z pasażerów. – Chyba nie wytrzymałbym dłuższej jazdy tym złomem.

– Ha! Ha! – zaśmiał się Robert, dwudziestokilkulatek siedzący obok niego. – Marudzisz jak stara baba, wiesz?

– Może i marudzę, ale przynajmniej nie uciekam od żony, która wymaga więcej seksu niż może jej zaoferować mój zwiędnięty Waćpan Wacław.

Po tej ripoście oboje wybuchli śmiechem, a siedmiu innych członków podróży im zawtórowało. Kierowca, który właśnie wypatrywał przez otwarte boczne okno kogoś mogącego wskazać mu miejsce do zaparkowania busa, nie zrozumiał, skąd ta nagła salwa radości. Choć z drugiej strony mało go to interesowało. Prawda była taka, że przez całą siedemdziesięciokilometrową przeprawę, nie było pięciu minut, aby ci nie rżeli ze śmiechu.

W końcu cztery koła zatrzeszczały na żwirze i maszyna zatrzymała się.

– Dobra, nowi. Wyskakiwać. Raz, raz – zarządził kierowca, otwierając jednocześnie przednie drzwi busa. Te sapnęły i rozwarły się na oścież.

 

Grupa potencjalnych bojowników, tak zwanych „nowych”, stanęła przed maską mruczącego wciąż pojazdu, który przywiózł ich na ten organizowany kilka razy do roku obóz.

Wszyscy doskonale wiedzieli, że tylko część z nich mogła ostatecznie zasilić szeregi armii, lecz i tak chcieli spróbować. Nie było dotychczas grupy, z której wszyscy dostaliby się do służby. W ostatniej dekadzie znalazły się nawet cztery zespoły, z których nie załapał się kompletnie nikt.

– Witajcie, nowi – rozbrzmiał przytłumiony acz stanowczy głos. Człowiek, który niewiadomo kiedy znalazł się przed nimi, miał przewieszoną na ramieniu długolufową broń. Mnogość belek i gwiazdek na mankiecie jego rękawa wskazywała, że mają do czynienia co najmniej z dowódcą plutonu.

Każdy z chłopaków odburknął coś po swojemu, lecz nie było w tym krzty profesjonalizmu. Dowódca zrozumiał, że czeka ich daleka droga do chociażby zadowalających wyników.

Przez następne kilka minut nowi słuchali instrukcji i wytycznych obowiązujących w tym zamkniętym terenie, po czym dostali rozkaz zakwaterowania się. Wszyscy jak jeden mąż udali się we wskazanym wcześniej kierunku i po niespełna trzydziestu minutach każdy znalazł się przy swojej pryczy.

Po chwili do przydzielonego im baraku zawitał dowódca i oznajmił, że za pięć minut wszyscy mają stawić się na apel.

 

Zbliżała się noc i niebo na horyzoncie zaszło szkarłatem. Nowi, trzymając się wciąż razem, opuścili stołówkę. Nim oddalili się na dobre, w drzwiach jadalni stanął Ryszard, dowódca oddziału i nakazał, aby podeszło do niego dwóch ochotników. Dotychczas, najbardziej zgranym zespołem okazał się Jacek i Robert, więc to oni, skinąwszy do siebie głowami, zdecydowali poświęcić się dla reszty grupy. Jak się okazało, zgłosili swą kandydaturę na pełnienie nocnej warty. Dowódca od razu ich uspokoił, tłumacząc, że dzisiejsza służba odbędzie się z jego asystą. Ani jedno, ani drugie nie było im na rękę, ale z drugiej strony nie przyjechali na obóz, aby leżeć. Chcieli się czegoś nauczyć, a spędzenie nocnego dyżuru, i to z samym szefem, miało być ciekawym doświadczeniem.

 

#NA MARGINESIE

Zaintrygował Was powyższy tekst i chcielibyście się dowiedzieć, jak skończyła się nocna warta w towarzystwie dowódcy? Zatem śpieszę ze wskazówkami.
Opowiadanie „Tajemnicza postać” zostało docenione przez redakcję czasopisma „Grabarz Polski” i opublikowane w 51 numerze ich magazynu. Aby więc poznać dalsze losy Jacka i Roberta, wystarczy zajrzeć na stronę http://grabarz.net/grabarz-polski-51/ lub pobrać cały numer spod tego linka -> GrabarzPolski051
Całe opowiadanie znajdziecie na 57 stronie.
Życzę Wam miłej lektury!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.

Facebook

Archiwalne wpisy