„On”, jako debiut w literaturze grozy Łukasza Henela, ma jakże wiele wspólnego i z moim debiutem na tej arenie. W obydwu przypadkach mamy do czynienia z identycznym tytułem oraz datą – maj 2013. Różnica jest jednak taka, że mój twór jest opowiadaniem, a tutaj mamy do czynienia z rasową i pełnowymiarową powieścią.
Już na początku pragnę zaznaczyć, że książkę Łukasza Henela czyta się niezwykle płynnie, nic w niej nie zgrzyta, nie haczy. Kolejne strony i rozdziały przelatują przed naszymi oczami przyciągając naszą całkowitą uwagę, aż w pewnym momencie zadajemy sobie pytanie: „To już koniec? Cholera, no szkoda. A było tak fajnie”. I z ręką na sercu muszę przyznać, że nawet przez chwilę się nie nudziłem.
Historia nie jest może jakąś nadzwyczajną, bo z podobnym motywem spotkałem się choćby w powieści Stefana Dardy z 2008 roku, w „Domu na Wyrębach”. Być może właśnie tamta historia zainspirowała Łukasza Henela i uznał, że mógłby rozegrać to inaczej, lepiej – kto wie? W każdym razie poznajemy głównego bohatera w chwili, kiedy wracając z biznesowej podróży bierze na stopa dość tajemniczą dziewczynę. Po dowiezieniu jej do celu i pożegnaniu się nasz bohater zauważa, iż pasażerka pozostawiła na fotelu niezwykły medalion. Za punkt honoru obiera on sobie konieczność zwrócenia zguby i rusza natychmiast w głąb lasu, w którym chwilę wcześniej zniknęła dziewczyna. Oczywiście poznański biznesmen nie znajduje obiektu swoich późniejszych westchnień, ale trafia na coś o wiele ciekawszego – opuszczony pałac, który po niedługim czasie staje się jego własnością. Nie wie jednak, że nabywając posiadłość, kupuje ją wraz z wszelkimi towarzyszącymi jej demonami przeszłości, z którymi musi sobie poradzić, zwalczając je lub też oswajając się z nimi.
W powieści aż roi się od duchów, strzyg i wszelkich słowiańskich upiorów. Bierni nie pozostają także mieszkańcy wioski, którzy w swoisty sposób dają się we znaki nowemu mieszkańcowi pałacu. Nie można więc narzekać na brak wrażeń. Lektura sprawia, że przez cały jej czas ogarnia nas bliżej niesprecyzowany lęk. I choć z kontekstu kilkudziesięciu ostatnich stron można się domyślić finału, to i tak do końca nie ma pewności, czy aby na pewno zakończenie będzie takie, jakiego się spodziewamy. Być może to tylko mój przesiąknięty grozą mózg podłapał kilka rzuconych mimochodem wskazówek i nie dał się już wyprowadzić w pole.
Osobiście muszę przyznać, że powieść bardzo mi się spodobała. A że autor nie poprzestał tylko na tej jednej pozycji, gdyż spod jego pióra wyszły już „Szkarłatny blask” oraz „Podziemne miasto”, to „On” tylko zachęcił mnie do zapoznania się z resztą jego twórczości.
Powieści przydzielam zasłużone 7/10 punktów i szczerze zachęcam do jej lektury.
Dodaj komentarz