Była to zima stulecia. Zmarznięty, udeptany śnieg skrzypiał pod naciskiem ciężkich butów, a wiatr bezlitośnie wypełniał płuca chłodnym powietrzem. I choć dzień należał do jednych z cieplejszych, to niebo już od dwóch godzin rozświetlały miliardy gwiazd oraz sierp lśniącego księżyca. Wraz z nadejściem nocy temperatura znacznie spadła.
Kroki człowieka, który właśnie wyłonił się z odmętów bezkresnego i tonącego w ciemności lasu, stawiane były bardzo powoli, ale systematycznie. Za czarną sylwetką ciągnęła się wiązka wydychanej przez mężczyznę pary, która zdawała się marznąć już w chwili kontaktu z panującym wokół ziąbem. Człowiek ów dostrzegł w końcu nadzieję na kres swej niekończącej się wędrówki. Uwierzył, że wreszcie zdoła się nieco ogrzać, zjeść, a także napić czegoś mocniejszego. W oddali majaczyły światła miasta.
Zbliżając się do karczmy, z której mimo zamkniętych drzwi i okiennic dało się słyszeć aktywnych biesiadników, podświadomie czuł na sobie ciepło, bijące z palącego się wewnątrz kominka. Stanął na stopniu i kiedy miał już nacisnąć klamkę, by wejść do środka, dostrzegł przybitą na drzwiach informację opatrzoną królewską pieczęcią.
– Dekret księcia Władysława – przeczytał na głos i splunął, wyrażając tym samym brak szacunku dla monarchy.
Stał w bezruchu przez kilka minut, zapoznając się z treścią dokumentu. Kiedy skończył, pokiwał przecząco głową i wszedł do środka. Wewnątrz przebywało nie więcej niż dwudziestu ludzi. Kilkoro z nich spojrzało w stronę przybysza, a gdy ten poczuł ich wzrok na sobie, trzasnął za sobą drzwiami, czym przykuł uwagę także i pozostałych. Wtedy zagrzmiał.
– A cóż to książę ogłosił? Że nowe miasto zakłada?
Ludzie zaczęli przypatrywać się nieznajomemu z jeszcze większym zainteresowaniem. Mężczyzna, nie dość, że intrygował już samym wyglądem, to przykuwał także uwagę swym niezwykłym wejściem. Stał na tle ogromnych drewnianych drzwi ubrany w kożuch, sięgający mu do kostek, i z nasuniętym na głowę kapturem, przez co nie sposób było zobaczyć jego twarz.
Przybysz postąpił krok, jednocześnie zrzucając nakrycie głowy. Nikt go nie znał, a przecież każdego z tu obecnych można było posądzić o to, że wiedzą wszystko o wszystkim i wszystkich w okolicy. To był obcy. Każdy był tego tak pewien, jak faktu, że po nocy nastąpi kolejny dzień. Takiej twarzy nie sposób zapomnieć. Długie włosy, posklejane ze sobą, tworzyły dziwne strąki wokół jego parszywej gęby. Gęby, której niemal połowa była przysłonięta opaską, zakrywającą lewe oko. Gęsta i czarna broda dodawała mężczyźnie ostrego i bezwzględnego charakteru. I choć niektórzy w gospodzie nie wyglądali wcale lepiej, to było w nim coś niepokojącego. Wrogiego.
Mężczyzna zlokalizował jeden wolny stolik niedaleko kominka i skierował się w jego stronę. Szedł i mówił, a ludzie nie spuszczali z niego wzroku.
– Tak więc książę pochwalił się wszem i wobec, jak to odkrył wspaniałe ziemie i zamierza teraz utworzyć na nich nowy gród. Nazwa dość zacna, nie uważacie? Lubliniec. I to podobno od słów: „Lubi mi się tu miasto i kościół”. Ha! Ha! Cóż za wierutna bzdura. Mimo wszystko, mnie się podoba. Z tego, co zdołałem przeczytać, opisano nawet, że do odkrycia terenów doszło podczas jednego z jego regularnych polowań. Ha! Ha! Boże, widzisz i nie grzmisz – zaśmiał się rubasznie. W międzyczasie doszedł do stołu i odsunął jedno z krzeseł. Usiadł, po czym krzyknął w kierunku karczmarki: – Wina! i jakiegoś gorącego jadła! – A na potwierdzenie swego zamówienia, huknął pięścią w stół.
– O co ci chodzi? – odezwał się ktoś z sali.
– O co, pytasz? Już odpowiadam, przyjacielu. Tak się składa, że byłem naocznym świadkiem tego wydarzenia. I wyglądało to zgoła inaczej.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytał drugi głos.
Mężczyzna spróbował zlokalizować autora ostatniego pytania, lecz mimo usilnych starań nie zdołał. Nie zważając na to, odparł:
– Jest was tak wielu, że nie sposób mówić do każdego z osobna i wszystkich razem. Usiądźcie przy mnie. Opowiem wam jak to było. Bo, co prawda, to prawda. Polowania to książę i organizuje, ale to, za jakim zwierzem tak usilnie goni, to chyba nikt z was sobie sprawy nie zdaje. – Po tych słowach kilka osób przysiadło się do przybysza. Nie ulegało wątpliwości, że nieznajomy bardzo ciekawie gadał. – Zapraszam. Posłuchajcie mej historii.
#NA MARGINESIE
Zaintrygował Was powyższy tekst? Chcielibyście wiedzieć, co też tajemniczy gość ma do przekazania swym słuchaczom? Jeśli odpowiedź jest twierdząca, wtedy odsyłam do zbioru legend wydanego przez Wydawnictwo Św. Macieja Apostoła pt. „Nieznana lubliniecka legenda”. Antologia jest pokłosiem konkursu ogłoszonego w 2014 roku, w którym opowiadanie „Fałszywy dekret” zostało uznane za najlepszą pracę!