Roland

Kiedyś podjąłem się wyrażenia swojej opinii o kilku początkowych tomach „Mrocznej Wieży”, w pewnym momencie jednak zaprzestałem tego procederu, nie do końca wiedząc, dlaczego. Tym bardziej, że były to książki, o których można by pisać i pisać. Dziś już wiem. Dziś poznałem odpowiedź na wiele pytań, w tym na jedno z istotniejszych: „Mrocznej Wieży” nie powinno się recenzować, nie powinno wystawiać się jej oceny, gdyż jako całość jest to twór niemierzalny. To tak, jakby pod koniec życia chciało się wystawić cenzurkę samemu sobie, podsumować jedną notą swoje wzloty i upadki. Oczywiście wszystko można uśrednić, ale czy na przykład narodziny dziecka nie stanowią dla wielu najważniejszej i najdoskonalszej „rzeczy” w życiu; z drugiej zaś strony, czy śmierć bliskiej nam osoby, a co za tym idzie żal i tęsknota za nią obniżają wartość naszego życia, czy też zwiększają; i znów czy wyrządzona przez nas krzywda bliźniemu (dajmy na to wypadek samochodowy) deklasyfikują te dwie wartości powyżej? Czy to wszystko można uśrednić? Czytaj więcej

dsc_0031Czwarty tom opus magnum Stephena Kinga, zatytułowany „Czarnoksiężnik i kryształ”, jest lekturą, która fanów „Mrocznej Wieży” podzieliła na dwa obozy. Zwolenników i krytyków. Fanatyków, uważających ją za najlepszy ze wszystkich ośmiu tomów i (nie bójmy się tego słowa) hejterów, twierdzących, że ta część całkowicie spowalnia główną akcję. Przez większość czasu, gdy tkwiłem z nosem w książce, byłem w stanie podać rękę tym drugim, kiedy jednak skończyłem i odłożyłem to niemal osiemsetstronicowe tomiszcze na bok, uznałem, że jest w nim jednak coś, co każe mi się jednak przychylić do opinii jego miłośników. Nie żebym uważał go od razu za najlepszy (bo „Powołanie trójki” jest dla mnie – jak dotychczas –  numero uno), ale im dalej od zakończenia lektury, tym bardziej zaczynam ją… doceniać.

Ale od początku. Czytaj więcej

RolandKażdy prawdziwy fan Stephena Kinga „Mroczną Wieżę” ma i przeczytać musi. A jak powszechnie wiadomo „Mroczna Wieża” to ośmiotomowy cykl opisujący przygody niejakiego Rolanda Deschaina, ostatniego rewolwerowca. I to jemu właśnie poświęcona jest pierwsza księga, a jak nie trudno się domyślić nosi ona też tytuł „Roland”. Dziś przyjrzymy się tej powieści.

Do MW zabierałem się jak przysłowiowy „pies do jeża”, cały czas odwlekając to w czasie. Choć wewnętrznie czułem, że chcę (muszę!) w końcu zacząć czytać to zwieńczenie twórczości mojego niekwestionowanego idola – w taki właśnie sposób sam autor określa stworzony przez siebie cykl – to zawsze coś skutecznie odwodziło mnie od tego zamiaru. W końcu nadarzyła się okazja – Wydawnictwo Albatros wypuściło wznowienie „Mrocznej Wieży” w niesamowitej oprawie graficznej i do tego w twardym wydaniu (I Love It!). Kiedy więc zakupiłem ostatni z tomów, przystąpiłem do lektury, nie zdając sobie sprawy z tego, na jaki koszmar się piszę.

Czytaj więcej

Facebook

Archiwalne wpisy