Donos #1
Mamy to!
Sam w to nie wierzę, ale naprawdę stało się coś pięknego!
Kochani, nie będę trzymał Was dłużej w niepewności, nie wtedy, kiedy wszelkie formalności zostały już dopełnione. Najwyższy czas zdradzić Wam rzecz niezwykłą, do niedawna niewyobrażalną, a jednak. Niniejszym ogłaszam, że z dniem 10 stycznia 2020 roku oficjalnie stałem się autorem Wydawnictwo Vesper! I to właśnie Ich znakiem jakości sygnowana będzie moja druga powieść „Eksperyment” (tytuł roboczy). Wierzcie mi lub nie, ale euforia i szaleństwo, które rozgościły się w moim sercu, nie stygną, a ja wciąż i wciąż przeżywam te same emocje, których doznałem, gdy przed kilkunastoma dniami odczytałem treść maila zawierającego takie oto słowa: „…z przyjemnością wydamy Pana książkę” 😀 Staram się jak mogę, lecz ubrać w słowa to, co czuję, zdaje się graniczyć z niemożliwością. Niech za próbę wyjaśnienia mojego stanu poświadczą nazwiska autorów, których tytuły ujrzały światło dzienne właśnie za sprawą Wydawnictwa Vesper, a są to i klasycy literatury grozy jak Edgar Allan Poe, H.P. Lovecraft czy Bram Stoker a także przedstawiciele młodego (polskiego) pokolenia: Artur Urbanowicz i Jakub Bielawski. Jak więc sami widzicie – poprzeczka jest ustawiona wysoko, ale jak spadać, to… zresztą, co ja Wam będę mówił. Sami wszak wiecie jak jest 😉
Na koniec mego wywodu dodam tylko, że nie mogę zagwarantować, iż „Eksperyment” ukaże się jeszcze w tym roku, ale wraz z Wydawcą dołożymy wszelkich starań, aby tak właśnie było.
Tymczasem zapnijcie pasy, bo zabieram Was na niezapomnianą wycieczkę.
Wiele czytałem i słyszałem (głównie złego) o „Stukostrachach” Stephena Kinga i na podstawie tych opinii stworzyłem sobie obraz powieści fatalnej, czarnej owcy w dorobku „króla”, utworu, który wyjątkowo mu się nie udał. Kierowany tą myślą wielokrotnie odkładałem książkę na później, aż w końcu nastał ten dzień, gdy powiedziałem: „Basta, czas złapać byka za rogi”. Z drugiej strony czego spodziewać się po powieści, o której sam autor wypowiada się (delikatnie mówiąc) niezbyt chwalebnie. Jak sam King przyznaje w wywiadzie dla Rolling Stone: „Stukostrachy to okropna książka, ostatnia, którą napisałem zanim uporałem się ze swoimi problemami”. W swej wypowiedzi nawiązał oczywiście do wieloletniego uzależnienia od alkoholu i narkotyków, za sprawą których ucierpiała także jakość jego pisarstwa.
Przystąpiłem zatem do lektury. Przeczytałem kilka pierwszych stron, później kilkanaście i kilkadziesiąt, a po przerzuceniu każdej kolejnej kartki zachodziłem w głowę „O co wam chodzi, wam, którzy tak po niej jedziecie? Przecież ta książka jest fenomenalna!”. Świetnie zarysowani główni bohaterowie, ich problemy, radości. Wszystko przedstawione tak dobrze, że nie sposób uczepić się choćby jednej rzeczy. Z takim nastawienie dotrwałem do drugiej części powieści. I tu zaczęły się schody. Choć początek powieści jest dość leniwy, to czytelnik smakuje każdą podaną przez autora informację, delektuje się nią. W dwóch słowach – otrzymuje kwintesencję twórczości Stephena Kinga. Zaś druga część wprowadza nadspodziewaną liczbę nowych bohaterów, który aż zasypują nas swoimi codziennymi sprawami, które tak po prawdzie nie specjalnie nas interesują, no może poza perypetiami pani konstabl (ją polubiłem). Cała reszta… niech ich szlag. Trzecia część oraz zakończenie „Stukostrachów” to już zupełnie nie moja bajka. Niby jest tu kilka ciekawych zagrywek, jednakże giną one na tle całości. Właściwie gdyby nie to, co ostatecznie spotyka mieszkańców Haven, nie miałbym czego wspominać.
Ostatnie komentarze