W sobotę 03.09.2016 r. jako członek Lublinieckiego Klubu Literackiego LOGOS uczestniczyłem w akcji Narodowe Czytanie, która odbyła się pod honorowym patronatem pary prezydenckiej. W tym roku odczytane zostało „Quo Vadis?” Henryka Sienkiewicza, które zostało specjalnie przygotowane pod tę okoliczność – oryginalna wersja została skrócona o około 2/3 długości i podzielona na 12 fragmentów. Do odczytu przypadła mi czwarta część zatytułowana „Ligia ucieka i kryje się przed Winicjuszem”, którą z właściwym zaangażowaniem starałem się zaprezentować na lublinieckim rynku.
Moje uczestnictwo zostało zwieńczone załączonym Dyplomem, za który serdecznie dziękuję Miejsko-Powiatowej Bibliotece Publicznej im. Józefa Lompy w Lublińcu.
W Internecie pojawiły się relacjie z promocji książki „Fałszywy dekret. Opowiadania zakazane”, która odbyła się 21.XI.2015 w Hotelu Zamek Lubliniecki. Zapraszam do lektury i fotogalerii.
Lubliniec.info – <<Promocja książki FAŁSZYWY DEKRET”>>
http://lubliniec.info/artykul/8977/promocja-ksiazki-falszywy-dekret
Lubliniec.naszemiasto.pl – <<„Fałszywy dekret. Opowiadania zakazane” Grzegorza Kopca ujrzały światło dzienne [ZDJĘCIA]>>
http://lubliniec.naszemiasto.pl/artykul/falszywy-dekret-opowiadania-zakazane-grzegorza-kopca,3579202,artgal,t,id,tm.html
Wydawnictwo św. Macieja Apostoła – << Promocja książki Grzegorza Kopca
„Fałszywy dekret. Opowiadania zakazane”>>
http://wydawnictwomacieja.blogspot.com/p/regionalia-lublinieckie.html
Zdjęcie autorstwa: KINGA I JAROSŁAW KUBICIEL – Studio Fotografii „Atelier”, Lubliniec
Trzeba przyznać, że fabularnie „Sztorm stulecia” Stephena Kinga to najznamienitsze cudo… Z naciskiem na fabularnie. Ale powiedzmy sobie szczerze, scenariusz, to przecież tylko scenariusz. Scenariusz nigdy nie będzie powieścią. I Boże broń, by się to kiedykolwiek miało zmienić, ale przeczytawszy twór Kinga z 1999 roku muszę przyznać, że najbardziej ubolewam nad tym, iż jest to tylko – jak informuje nas okładka – „Oryginalny scenariusz”, w czym wujek Stefan nie mógł pozwolić sobie na uwolnienie drzemiącego w sobie potencjału. Czytaj więcej
To, że Łukasz Orbitowski zagościł w mojej biblioteczce, zawdzięczam tylko i wyłącznie mojej żoneczce. Nie ukrywam, że od zawsze (czyli od tych chwil, kiedy zacząłem interesować się polską literaturą grozy) chciałem poznać tego autora. Kiedy więc szedłem do księgarni celem zakupu czegoś, co wyszło spod jego ręki, zawsze wracałem z Kingiem, a co… tylko ten King i King ;], a gdzie czas na coś innego? Zawsze obiecywałem sobie, że „ok., następnym razem, ale już na pewno”. I co? Znowu King. Aż w końcu, kiedy w kalendarzu zawitał „dzień chłopaka”, w me spragnione ręce wpadło niemal 500-stronicowe tomiszcze „TRACĘ CIEPŁO”. Jakże mi się gęba ucieszyła. Czytaj więcej
Kiedy, po przeczytaniu „Przebudzenia”, odłożyłem książkę na bok, a moja wspaniała żoneczka zapytała: „I co?” – zwykła to robić niemal zawsze po skończonej przeze mnie lekturze – pierwszą moją reakcją był… brak reakcji. Choć właściwie nie można też do końca tak powiedzieć, bo to, że zaniemówiłem, jest chyba jakimś rodzajem odpowiedzi. Ale prawdę mówiąc, stałem na środku pokoju i wpatrywałem się w nią, nie wiedząc co powiedzieć. Serce mi łomotało, pod czaszką kłębiło się setki myśli, a ja milczałem. Nie wiem czy to dobrze, czy źle? Chyba Wam samym będzie to ocenić. Czytaj więcej
Nie lubię, nie lubię i jeszcze raz nie lubię Stephena Kinga w krótkiej formie. Dlaczego? Odpowiedź jest niezwykle prosta, a mianowicie: uwielbiam go za dłuuugą, rozwleczoooną i pełną detali fabułę. Opowiadania mi tego nie dostarczają. Ale skoro wpadł mi w ręce zbiór krótkich tekstów Króla horroru, to grzechem byłoby go nie przeczytać. Tak więc pochłonąłem „Po zachodzie słońca” i… naprawdę, nie było tak źle 🙂
Po przeczytaniu prawie pięciuset stron, a następnie zostawieniu sobie trochę czasu na refleksje wróciłem do spisu treści, a tam niespodzianka. Przejrzałem spis kilkakrotnie, zastanawiając się nad niektórymi tytułami: czy ja naprawdę przeczytałem takie opowiadanie? No tak, ale o czym to było? Mam na myśli, przede wszystkim „Dzień rozdania świadectw”, „Kot z piekła rodem” i „Ayana”. Broń Boże, nie uważam, że te opowiadania są złe. Może to problem z moją pamięcią, bo nie pamiętałem o czym były. Musiałbym zajrzeć do nich jeszcze raz, ale nie w tym rzecz. Dokładnie odwrotnie jest z tekstami „Piernikowa dziewczyna”, „Sen Harveya”, „N.” oraz „Bardzo trudne położenie”. I teraz, wymieniając te cztery opowiadania, wcale nie uważam, że są najlepsze, one po prostu, z jakiegoś powodu, utkwiły mi w pamięci. Czytaj więcej
Widzieliście film pod tym samym tytułem z Tomem Hanksem i Michaelem Duncanem w rolach głównych? No jasne, że widzieliście. O co ja Was w ogóle pytam. Chyba wszyscy go widzieli… Majstersztyk, prawda? W mojej opinii na pewno. To samo tyczy się książki Stephena Kinga. Jest po prostu świetna (jakoś inne słowo nie chciało mi przyjść do głowy).
Zapytałem początkowo o film, gdyż czytając powieść byłem już po wielokrotnym wcześniejszym obejrzeniu jej ekranizacji przez co, do każdej sceny, każdego słowa i każdego wątku miałem przed oczami fragmenty z filmowym Paulem Edgecombem i Johnem Coffeyem (którego nazwisko brzmi jak napój, tylko inaczej się pisze).
Pomiędzy książką, a filmem nie znalazłem żadnych rozbieżności, ale powieść, jak zwykle, dostarczyła kilka dodatkowych odpowiedzi, których nie odnalazłem w filmie.
Powiem tak, czytanie po oglądaniu nie należy do moich ulubionych dyscyplin sportowych, znacznie bardziej odpowiada mi odwrotna kolejność. Ale nie było innego wyjścia. Podobną praktykę odbyłem już z „Lśnieniem”, ale to już całkiem inna historia…
Jeśli chodzi o „Zieloną Milę”, jest to powieść, którą każdy fan Stephena Kinga powinien… co ja mówię, MUSI przeczytać. Ale co więcej, jest to też idealna pozycja dla kogoś, kto nie zdołał zapoznać się jeszcze z twórczością tego autora. I mimo, iż nie doświadczyłem w niej typowego dla „Lśnienia”, „Ręki mistrza” czy „Sklepiku z marzeniami” horroru daję jej 8/10.
Ostatnie komentarze