Po „Miasteczko” Łukasza Radeckiego i Roberta Cichowlasa sięgnąłem nie bez powodu. Twórczość obydwu autorów niejednokrotnie przypadła mi do gustu, dlatego też bez cienia obawy wybrałem książkę, w której łączą oni siły. Ponadto rekomendacja samego Grahama Mastertona oraz fantastyczna okładka autorstwa Dariusza Kocurka przemawiały za tym, aby nie odkładać tej powieści na później.

Przeczytawszy zaś „Miasteczko”, mam mieszane uczucia. Niby wszystko jest na swoim miejscu. Fabularnie wciągające, technicznie świetne, bohaterowie dobrze zarysowani, a jednak gdyby nie ostatnie kilka stron i twist, po którym (mówię teraz serio) na rękach wykwitła mi gęsia skórka, uznałbym tę powieść za dobry kawał grozy, lecz bez rewelacji.

Nie wiem dokładnie, skąd we mnie tak mieszane uczucia, bo muszę przecież przyznać że powieść czyta się z zapałem, w niektórych momentach stanowi ona także materiał dydaktyczny, zwłaszcza dla osób nieobytych ze słowiańską demonologią. Mimo to, kiedy wracam pamięcią do przedstawionej historii, odczuwam pewien niedosyt. A najbardziej irytujące zdaje się być irracjonalne i często bezsensowne zachowanie bohaterów – tak, tych bohaterów, których kreację chwilę wcześniej pochwaliłem. Przede wszystkim zaś Marcina, postaci pierwszoplanowej, której to decyzje raz po raz rodziły we mnie pytanie „Co ty, do cholery, robisz?”. Często jego niezrozumiałe działania psują budowany skrupulatnie klimat, który niczym pod ostrzem gilotyny zostaje nagle przerwany. Szkoda, ogromna szkoda. Pozostaje mi jedynie wierzyć, że był to celowy zamysł twórców „Miasteczka”, żeby przedstawić takiego właśnie bohatera. Bohatera, którego ostatecznie nie pozwolono mi polubić, co w konsekwencji sprawiło, że los jego, czy jego żony, stał mi się zupełnie obojętny. Do tego stopnia, że w końcu zacząłem kibicować tym złym.

Tak czy inaczej książka fanom słowiańskich wierzeń powinna się spodobać (wątki dydaktyczne), czytelnikom lubiącym zaskakujące zakończenia tym bardziej, lecz przede wszystkim przypadnie do gustu wielbicielom zarówno gore, jak i wulgarnego i perwersyjnego seksu – te aż wylewają się strumieniami z kart „Miasteczka”.

Ostatecznie przybijam duetowi Radecki-Cichowlas 6/10.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.

Facebook

Archiwalne wpisy