Najnowsza BRAMA jest od kilku tygodni dostępna w sprzedaży i nie ukrywam, że na ten numer czasopisma czekałem z niecierpliwością z dwóch powodów. Pierwszy zachowam dla siebie, drugim jest przepiękna okładka autorstwa Mariusza GANDZELA nawiązująca do mojego ulubionego cyklu powieściowego „Mroczna Wieża”.
Co jednak znajdziemy w środku? A całkiem sporo. Oprócz stałych punktów, jak recenzja gry planszowej (tym razem: „Wyścig tytanów” autorstwa Agnieszki PILECKIEJ) oraz cykl „Duszności” kontynuowany przez Marka ZYCHLĘ (opowiadanie „To”), mamy zwięzły, acz ciekawy artykuł Kazimierza KYRCZA Jr „Strachy z czachy”, krótki opis historii powstawania gry karcianej „Kalibium” oraz recenzję serii komiksowej „Valerian” autorstwa Mirosława KORKUSA (jeśli macie już tę BRAMĘ, zwróćcie uwagę na to, w jaki sposób słowa Recenzja Valeriana zostały zapisane w spisie treści na pierwszych stronach – eh te słowniki 🙂 ). Wewnątrz znalazło się także miejsce dla artykułu Grzegorza BRYKA „Straszne wielkiego początki. Debiuty z B-klasy” oraz ośmiu opowiadań. I to na tych ostatnich chciałbym się dziś skupić.
Czasopismo BRAMA przyzwyczaiło mnie już do tego, że często opowiadanie, które jako pierwsze wychodzi nam naprzeciw, jest najlepszym, bądź jednym z lepszych. Jednakże w tym numerze zasada ta nie została do końca zachowana. Oczywiście tekst Dominiki KOWALCZYK-SADANOWICZ nie jest zły. Ma w sobie coś, lecz również tego czegoś mu brakuje. „Stacja Zatorze”, bo o tym opowiadaniu mowa, jest historią, która nie do końca mnie kupiła, głównie dlatego, że moją uwagę przykuwały pojawiające się liczne błędy i niedociągnięcia (czasem redaktorskie). Niemniej należy zaznaczyć, że jest to dobrze napisana historia i czyta się ją bardzo przyjemnie, a co więcej – jest swego rodzaju hołdem dla prozy Stefana Grabińskiego. To drugie zaś działa dwojako (na plus lub minus), gdyż osoby znające twórczość Grabińskiego szybko połapią się w tym, dokąd zmierza fabuła. Tak czy inaczej – polecam.
„Hipoteza Medei” Mariusza SOBKOWIAKA to bardzo oryginalna wizja Ziemi po „Końcu Świata”, w której kilka przedstawionych wątków nasuwało mi skojarzenia z „Jestem legendą” Richarda Mathesona. Autor miał ciekawy pomysł, gorzej jednak z jego realizacją. Głównymi problemami opowiadania są dość często pojawiające się powtórzenia (innym razem stosowanie zbyt wyszukanych słów), dopowiedzenia i dość rażące błędy w budowie tekstu. Mimo wszystko, choćby dla zapoznania się z samym pomysłem autora, warto ten tekst poznać.
Kolejną historią jest ciekawe opowiadanie napisane w formie listów i fragmentów pamiętnika. Damian BRALEWSKI, autor „Ulotnej fotki”, zainteresował mnie sposobem, w jaki zarysowuje przed czytelnikiem sprawę pewnej klątwy, która to zbiera coraz większe żniwo. Na plus – umiejętność budowania swoistego niepokoju, w który łatwo dać się wciągnąć.
„Krótka deszczowa zmora” Adama BARCIKOWSKIEGO, to historia z ładnie rozpisanymi wątkami, ciekawymi metaforami, w której początkowy miszmasz informacyjny splata się ostatecznie w logiczną całość. I choć opowieść jest w kilku miejscach przegadana, a niektóre dialogi zbyt banalne, to nie da się ukryć, że jest to opowiadanie, podczas lektury którego nieraz pomyślałem „świetne!”.
Majstersztyk językowy zaprezentowała zaś Anna GRZANEK w opowiadaniu „Zacznijmy tedy od Przemka”. Słownictwo na najwyższym poziomie, piękny styl pisania i wciągająca fabuła już od pierwszych akapitów pozwoliły mi zatopić się w lekturze. Żal do autorki mam jedynie o to, że dzieło, które stworzyła, bardziej wpasowuje się w bajkę – z mocnymi akcentami, ale tylko bajkę. Gdyby dorzucić do niej nieco pikanterii, odrobinę mroczniejszych wątków i szczyptę horroru więcej, byłoby to niekwestionowane opowiadanie numer 1 tego numeru BRAMY.
„Dzień matki” Artura JASTRZĘBOWSKIEGO to także jeden z lepszych tekstów, jaki tu przeczytamy. Jest to kolejne opowiadanie autora opublikowane w BRAMIE, które stworzone zostało w konwencji dziennika/pamiętnika – czyżby miała to być jego wizytówka? Sama historia zaś momentami zaskakuje i (co ważne) wzbudza zainteresowanie od samego początku. Wydaje mi się jednak, że zaplanowany w tej historii twist zostaje zdradzony przez ujawnienie zbyt dużej ilości faktów, które śmiało mogły pozostać w sferze domysłów. Niemniej brawa dla autora!
Najwidoczniej Redakcja BRAMY postanowiła zrobić rewolucję w szóstym numerze, gdyż po raz kolejny zostaje nam zaserwowane bardzo dobre opowiadanie dopiero w dalszej części czasopisma. „Alarm” Roberta SZEWCZYKA, to historia, którą świetnie się czyta, a uczucie napięcia i niepokoju dość szybko stają się jedynymi doznaniami, jakie towarzyszą czytelnikowi podczas lektury. Niewątpliwym plusem jest pozostawienie przez autora pewnej swobody interpretacji zakończenia „Alarmu”.
Ostatnim, a zarazem jedynym stricte fantastycznym opowiadaniem jest „Matera 2019”, w którym autorka Danuta MARKIEWICZ prezentuje swoją wizję ziemskiego globu po III wojnie światowej. Nie da się ukryć, że autorka ma przyjemny styl pisania i ogromny dar do tworzenia ciekawych postaci. Zresztą oceńcie sami. Jestem przekonany, że już po pierwszych akapitach wciągniecie się w historię bez reszty – to aż chce się czytać!
W tym numerze BRAMY to wszystko. I choć przy lekturze żadnego z tekstów nie wyświetliło się w mej głowie wielkie, czerwone „WOW!”, to jest to numer, z którym warto się zapoznać, a już na pewno z czterema ostatnimi opowiadaniami, które to niewątpliwie trzymają wysoki poziom, a o ich autorach pewnie nie raz jeszcze usłyszymy.
Dodaj komentarz