walWALENTYNKI

 

Stoisko znajdowało się nieco na uboczu, tak jakby jego właściciel nie miał tu swego stałego miejsca i wkleił się tam, gdzie wiadomo było, że nikt inny już się nie rozstawi. Przestrzeń wypełniały wrzaski i nawoływania spragnionych gotówki sprzedawców i przeciskających się między sobą klientów. W większości były to emerytowane kobieciny, które z potrzeby spotkania się z innym ludźmi i nawiązania niezobowiązujących rozmów postanowiły wyruszyć na targ.

Dzień był słoneczny, a właściwie poranek; wtorek, czternastego lutego, godzina dziewiąta – może kilka minut po. Na błękitnym niebie przemykały pojedyncze obłoki sprawiając, iż ten specjalny dzień nabierał jeszcze bardziej miłosnego znaczenia. Śnieg delikatnie skrzypiał pod nogami stąpających po nim ludzi w różnym wieku. W oddali, na jednym z drzew okalających teren, na którym symetrycznie rozmieszczone zostało kilkadziesiąt straganów, zaskrzeczał jakiś ptak, a na kolejnym usłyszeć można było stukanie dzięcioła. Gwar ludzkich rozmów, nawoływanie straganiarzy i odgłosy żyjących wysoko opierzonych osobników stanowiły monotonną symfonię, powtarzającą się w tym miejscu zawsze we wtorki i piątki od niepamiętnych czasów.

W zwartym i powolnie poruszającym się tłumie przeciskał się niewysoki chłopak o bujnej czuprynie. Łukasza irytowały strasznie te zrzędliwe stare baby, na które wpadał, jedna po drugiej, gdy te w niewyjaśnionych okolicznościach postanowiły przystanąć na środku ciasnej alejki. Już po drugiej, na którą wpadł, przestał przepraszać, tylko parł przed siebie, zostawiając oburzone i wściekłe staruchy za sobą, nieczuły na ich wyzwiska. Wyrwał się z pracy na kilka minut, aby kupić coś miłego dla swojej panny, ale już po dziesięciu minutach spędzonych w tym miejscu zdał sobie sprawę z tego, że nie był to najlepszy pomysł. Ciśnienie podskoczyło mu o dobre kilka punktów. Łypał okiem, to na lewo, to na prawo, próbując w pośpiechu znaleźć coś, co byłoby odpowiednie, a jednocześnie podobało się i jej, i jemu. Po raz kolejny wpadł na starszą kobietę.

– Kurwa! – warknął do niej tak, że nawet jej przez myśl nie przeszła jakakolwiek potrzeba komentowania zaistniałej sytuacji.

Irytował go jeszcze fakt, że wędrując trzecią z rzędu alejką, nie zobaczył niczego nawet zbliżonego do pomysłu, jaki zaświtał mu w głowie. Pędził jak lokomotywa, sapiąc przez zaciśnięte zęby. Osoby, które szły z naprzeciwka odsuwały się na boki, nie chcąc torować mu drogi. Ci natomiast, którzy nie zdążyli, oberwali łokciem albo barkiem.

– Panie, uważaj pan jak chodzisz! – ofuknął się jeden ze szturchniętych.

Łukasz, nie obejrzawszy się nawet w jego stronę, wyciągnął rękę do góry i wysunął z niej środkowy palec.(…)

 

#NA MARGINESIE
Aby poznać dalsze perypetie bohaterów powyższego opowiadania, istnieją trzy możliwości:

1) Zakup 45 numeru czasopisma „Ha!art” w Empiku – jeśli jeszcze są.

2) Zakup 45 numeru czasopisma „Ha!art” bezpośrednio w wydawnictwie Ha!art.
http://ha.art.pl/sklep/index.php?p470,haart-45-numer-czytelnikow-i-czytelniczek

3) Wejście na poniższego linka (tu 45-ty numer czasopisma jest promowany między innymi moim opowiadaniem – strona 15).

 

#NA MARGINESIE II
W lutym 2014 roku wziąłem udział w konkursie organizowanym przez Ha!art (postdyscyplinarny magazyn o kulturze współczesnej), w którym, tym właśnie tekstem, wywalczyłem sobie wyróżnienie, a dzięki czemu opublikowano go w 45-tym numerze czasopisma tegoż wydawnictwa. Było to dla mnie fantastyczne doświadczenie, gdyż w końcu mogłem „dotknąć” swojej twórczości.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.

Facebook

Archiwalne wpisy